Viralowe treści dają markom szansę na nieosiągalne wcześniej zasięgi. Sukces w tym przypadku wymaga jednak nie tylko kreatywności, ale i refleksu – bo gdy internet pochłania kolejna sensacja, prawdziwe wyzwanie to szybkość reakcji. Nasuwa się więc kluczowe pytanie: jak błyskawicznie rozstrzygnąć dylemat: wskoczyć na falę trendu czy zostać na brzegu?
Odpowiedź brzmi: to zależy. Od czego? Od DNA marki, jej kluczowych wartości, grupy docelowej, charakteru produktu czy usługi. Dlatego poznanie właściwej odpowiedzi jest kluczowe, choć często dochodzi się do niej metodą prób i błędów.
A decyzje trzeba podejmować błyskawicznie, bo tempo rozprzestrzeniania się trendów jest bezlitosne. Czasami jeden dzień może zmienić wszystko – wczoraj nikt o tym nie słyszał, dziś nie da się od tego uciec. Scrollujesz media społecznościowe, a tam nagle – bum! Ten sam mem, ten sam filtr, ten sam challenge. Gdzie nie spojrzysz, bombardują Cię tym samym.
To właśnie magia virala, który rozprzestrzenia się z prędkością światła i na nikogo nie czeka. Jest prawdziwym testem refleksu dla firm i contentowców – zareagować błyskawicznie i wskoczyć na falę popularności czy może elegancko się wycofać, bo trend kompletnie nie pasuje do DNA marki? Decyzja, która często zapada w ciągu kilku minut, może przynieść milionowe zasięgi lub… uchronić przed wpadką, o której internet nie zapomni tak szybko, jak o tym viralu.
Real-time marketing (RTM) to właśnie ta sztuka błyskawicznego wykorzystania bieżących wydarzeń w komunikacji. Sztuka, która potrafi wygenerować zasięgi, o jakich nawet najbardziej dopieszczona kampania reklamowa może tylko pomarzyć. Ale uwaga – nie każda szybka reakcja staje się viralem. W tym artykule przeanalizuję mechanizmy stojące za prawdziwymi fenomenami internetowymi i wyjaśnię, dlaczego niektóre treści zdobywają miliony wyświetleń – bo to wcale nie jest takie proste, jakie mogłoby się wydawać!
RTM vs viral – podobne, ale nie takie same
Real-time marketing czy viral? Choć często używamy tych terminów zamiennie, to mimo wielu punktów wspólnych nie są one tym samym. Każdy viral automatycznie staje się świetnym materiałem do real-time marketingu – w końcu to gorący, aktualny temat, o którym mówią wszyscy. Jednak patrząc z drugiej strony – nie każdy RTM ma szansę zamienić się w sieciową sensację. Aby to sobie wyobrazić, możemy sięgnąć po analogię z geometrii: każdy kwadrat to prostokąt, ale nie każdy prostokąt to kwadrat. Podobnie w marketingu: każdy viral daje świetną okazję do RTM-a, ale nie każdy RTM ma szansę podbić internet!
Materiały viralowe zazwyczaj rodzą się organicznie, oddolnie – od użytkowników internetu, którzy często przypadkiem stworzyli treść trafiającą do milionów odbiorców. Dopiero później podchwytują je influencerzy, media i marki. Real-time marketing natomiast to przemyślana strategia, polegająca na błyskawicznym reagowaniu na bieżące wydarzenia – zarówno te viralowe, jak i te, które prawdopodobnie takimi się nie staną: mecze sportowe, wydarzenia kulturalne i polityczne, programy telewizyjne (np. finały talent czy reality shows), premiery filmów i seriali, a nawet sezonowe zjawiska pogodowe jak pierwsza fala upałów, nieustające deszcze czy nagły atak zimy.
Chałkoń – dlaczego nikt mu nie pogratulował?
Początek 2025 r. przyniósł prawdziwy wysyp trendów stworzonych za pomocą sztucznej inteligencji. Internet (zwłaszcza FB) zalewały wygenerowane przez AI obrazy i filmy, które choć dla wprawnego oka były łatwe do zidentyfikowania, dla starszych użytkowników stanowiły prawdziwe wyzwanie. Szczególnie popularne stały się posty wzbudzające litość – nienaturalne, ale skuteczne w wywoływaniu emocji. Te cyfrowe przynęty zbierały tysiące komentarzy i reakcji, a zdarzało się, że ich celem było późniejsze dokonanie oszustwa lub zbudowanie profilu, by następnie go sprzedać.
W odpowiedzi na tę falę manipulacji narodził się „Chałkoń” – mem, który miał wyśmiać i zwrócić uwagę na problem sztucznych postów. Paradoksalnie, sam stał się tak popularny, że wywoływał skrajne reakcje: od pochwał za edukowanie społeczeństwa po krytykę za promowanie tych samych technik, które miał piętnować. W pewnym momencie było tego tak dużo, że patrząc na kolejne warianty tego mema, nieraz sama pomyślałam: „Ale CHAŁA, ile można!”.
A jak to się zaczęło? Fanpage „Polska w dużych dawkach” zamieścił wygenerowane przez AI zdjęcie kobiety w towarzystwie gigantycznej chałki w kształcie konia. Fotografię opatrzono chwytliwym podpisem: „Ta kobieta upiekła chałkonia, ale nikt jej nie pogratulował”.

Post ten zebrał tysiące reakcji i mnóstwo komentarzy nawiązujących do całej akcji, jak: „A czy dzisiaj są jej urodziny? Bo jak nie to nie gratuluję”, „Bo jest rolnikiem”, „Czy była ze wsi?”, „Bo ma 99 lat”. Internauci i marketingowcy szybko podchwycili formułę, tworząc własne wersje z pomocą AI – chałki w kształcie samochodów, zwierząt, produktów spożywczych, mebli czy postaci z bajek, zawsze z podobnym, wzbudzającym litość podpisem.
Fenomen ten idealnie wpisał się w szerszy trend mediów społecznościowych, gdzie format „ktoś zrobił X, ale nikt mu nie pogratulował” stał się sprawdzoną metodą na generowanie zaangażowania. Takie posty nadal pojawiają się niemal codziennie, skutecznie motywując użytkowników do zostawiania komentarzy, a tym samym nabijając ruch na stronach – często po to, by żerować na niewiedzy zwłaszcza tych starszych osób, które nie potrafią odróżnić prawdziwych treści od manipulacji. „Chałkoń” stał się popularnym memem, a jednocześnie symbolem naiwności w sieci i inspiracją dla tysięcy mniej lub bardziej kreatywnych przeróbek.
Jest to tylko jeden z wielu trendów bazujących na AI, które w 2025 r. zalały media społecznościowe. Warto pamiętać, że nie wszystkie z nich są tak niewinne i zabawne. Głośnym i kontrowersyjnym był np. viral z grafikami w stylu Studia Ghibli, który spotkał się z ostrą reakcją prawną ze strony japońskiej wytwórni. Setki tysięcy wygenerowanych przez AI obrazów naśladujących charakterystyczną estetykę słynnego studia animacji naruszały prawa autorskie i spotkały się z falą blokad oraz żądań usunięcia treści.
Popularność trendów opartych na AI wynika z dostępności – dziś każdy użytkownik może łatwo (przynajmniej w ograniczonym zakresie) stworzyć własną wersję viralowego obrazu. Jednak ta pozorna prostota kryje poważne pułapki związane m.in. z kwestią praw autorskich czy poufnością danych firmowych.
Jednocześnie warto pamiętać, że ta łatwość generowania treści niesie ze sobą rosnące zagrożenia. Coraz trudniej odróżnić prawdziwe informacje od tych stworzonych przez sztuczną inteligencję. Dlatego, choć śmiejemy się z „Chałkonia”, potraktujmy ten viral jako poważne ostrzeżenie – weryfikujmy informacje, zachowajmy czujność i przede wszystkim – nie dajmy się zrobić w (Chał)konia!




Zapakuj się do pudełka – AI Barbie Box
Skoro jesteśmy już w tematach AI, warto wspomnieć o drugim głośnym viralowym trendzie – AI Barbie Box Challenge, który w 2025 r. dosłownie zalał internet wzdłuż i wszerz.
Co uczyniło ten trend tak wyjątkowym? Przede wszystkim jego uniwersalność – każdy, od indywidualnych użytkowników po globalne marki, mógł znaleźć swój sposób na „zapakowanie się” w pudełko niczym zabawka do kupienia w sklepie. Każdy mógł spersonalizować swoje opakowanie, dodając akcesoria, wymyślne slogany czy zmieniając kolorystykę – kreatywność nie miała granic! Nie trzeba było długo czekać, by zobaczyć kreatywne adaptacje od firm z przeróżnych branż.
Wszystko zaczęło się od głośnej premiery filmu „Barbie” Grety Gerwig, który wywołał prawdziwe różowe szaleństwo na całym świecie. Choć minęło sporo czasu, internetowa społeczność nie zapomniała o kultowej lalce. W 2025 r., zainspirowana nostalgiczną estetyką, stworzyła zupełnie nowy trend „Barbie w pudełku”. Moim zdaniem fenomen ten zawdzięcza swój viralowy sukces idealnemu połączeniu sentymentu względem znanej wszystkim zabawki z demokratyzującą mocą narzędzi AI. Nagle każdy – bez względu na umiejętności graficzne – mógł stworzyć profesjonalnie wyglądające, spersonalizowane opakowanie ze sobą w roli głównej.
Oczywiście sama nie mogłam się powstrzymać i również stworzyłam swoją wersję, którą możesz podejrzeć poniżej. Nie tylko ja wskoczyłam do pudełkowego wyzwania – zrobiła to spora część naszego teamu w Płodnych: www.facebook.com/share/p/17cJUaWejM/.

Co ciekawe, trend nie ograniczył się tylko do platform rozrywkowych – z zaskakującą siłą wkroczył również na LinkedIn, gdzie profesjonaliści wykorzystywali go do kreatywnej autoprezentacji. Nagle poważni biznesmeni i korporacyjne rekiny zamienili się w plastikowe laleczki z opisem swoich zawodowych supermocy. Można powiedzieć, że cały internet został „zapudełkowany”!
Przyjrzyjmy się bliżej, jak niektóre marki wykorzystały ten moment…





Jak Justyna Steczkowska rozśpiewała marki?
Jednym z najgorętszych virali pierwszej połowy 2025 r. był bez wątpienia fenomen „Gaja Challenge” związany z eurowizyjnym występem Justyny Steczkowskiej. Choć dziś już wiemy, że nasza reprezentantka zdobyła zaledwie 12 punktów w finale konkursu, to sama piosenka i wyzwanie wokalne narobiły trochę szumu.
Challenge polegał na próbie jak najdłuższego utrzymania wysokiej intonacji, naśladując charakterystyczny styl wokalny Steczkowskiej. Użytkownicy masowo podejmowali próby, często z komicznym skutkiem, co tylko napędzało popularność trendu, który powstał spontanicznie tuż po ogłoszeniu, że to właśnie Justyna będzie reprezentować Polskę na Eurowizji. Pierwsze filmiki pojawiły się już kilka godzin po nominacji, a w ciągu tygodnia hashtag #GajaChallenge zgromadził dziesiątki milionów wyświetleń.
Źródło: www.tiktok.com/@_skrudliq_/video/7464967858578001174
Marketingowcy szybko dostrzegli potencjał virala, odnosząc się do samej piosenki i naszej gwiazdy w swoich działaniach. Co ciekawe, ich zaangażowanie nie ograniczyło się do jednorazowych akcji czy pojedynczych postów. Trend okazał się na tyle nośny, że niektóre marki towarzyszyły Steczkowskiej przez całą eurowizyjną przygodę. Najpierw pojawiły się posty informacyjne po nominacji, mówiące „Wiemy, pamiętamy”, potem materiały wspierające przed konkursem „Cała Polska trzyma kciuki, my też”, a na końcu wyrazy solidarności po rozczarowującym wyniku „Jesteśmy z Ciebie dumni, nie znają się”.
Co sprawiło, że tegoroczna Eurowizja stała się tak nośnym tematem dla marek i użytkowników? Przede wszystkim wielowymiarowość samego występu i wizerunku Justyny. Wiedźmiński look, smocza symbolika przywodząca na myśl „Grę o Tron”, mistyczna scenografia i nieziemskie wokalne popisy stworzyły mieszankę idealną. Do tego doszła budząca podziw fizyczna sprawność artystki – jej bieg w szpilkach, akrobacje na linach i płynne obroty stały się osobnym powodem do zachwytu, ale i inspiracją dla memów.
Świetnym przykładem było Miasto Łódź, które pokazało Steczkowską szybującą na linach nad „Stajnią Jednorożców” – słynnym dworcem tramwajowym. Ten prosty, a jednocześnie pomysłowy zabieg wizualny pokazał, jak skutecznie można zintegrować charakterystyczne elementy eurowizyjnego występu z miejskim przekazem marketingowym, zyskując przy tym zasięgi i pozytywny odbiór internautów.

Justyna, choć nie zdobyła statuetki, w oczach Polaków i tak jest zwyciężczynią – i moim zdaniem ma pełne prawo być z siebie dumna. Pokazała ogromną pasję i profesjonalizm, a jej występ był tak unikatowy, że stał się punktem wyjścia do real-time marketingu, czerpiącego z najbardziej autentycznych kulturowych momentów. Marki, które błyskawicznie reagowały na kolejne etapy eurowizyjnej podróży Justyny, pokazały mistrzowskie wyczucie chwili. Kilka moich ulubionych przykładów poniżej.









Kamień milowy w historii absurdu
Chciałoby się sprzedawać za 129 zł coś, co można znaleźć na plaży, prawda? ZARA udowodniła, że to możliwe. Wystarczy dodać sznurek z liści palmowych, nazwać to „blokadą do drzwi” i voilà – mamy produkt, który wywołał tonę emocji u internautów. Kamień z ZARA HOME w ciągu kilku dni przeszedł drogę od kuriozalnego akcesorium do virala roku, pokazując, że czasem najdziwniejsze pomysły przynoszą największe zasięgi.

Niedorzeczność sytuacji była uderzająca – kamień o wymiarach 8×16×11 cm, ważący 1,6 kg, przebył tysiące kilometrów z Indonezji, by trafić do europejskich domów jako designerski dodatek. Czy to było okej? Moim zdaniem nie! Z roku na rok mamy coraz większą świadomość, a co za tym idzie, chcemy, aby sztuka użytkowa szła w parze z ekologią. Trudno zatem znaleźć uzasadnienie dla transportowania zwykłych kamieni przez pół świata. To właśnie ten aspekt, choć przysłonięty falą memów i żartów, stanowił dla mnie najmniej zabawny element całej sytuacji.
Ten (nie)zwykły kamień sprawił, że internet dosłownie zawrzał. Internauci reagowali pełnym spektrum emocji – od śmiechu i kpiny, przez oburzenie wytykające cenę, wątpliwy sens ekologiczny i minimalną funkcjonalność, aż po autentyczny zachwyt dla minimalistycznego designu i rzekomo głębszej idei stojącej za produktem.
Czujne marki błyskawicznie podchwyciły temat, serwując zabawne nawiązania do tego kamiennego fenomenu. Niektóre trafiły w punkt z humorem i lekkością, inne mniej udanie próbowały wskoczyć na falę popularności. Niezależnie od efektu, ta „blokada do drzwi” stała się doskonałym pretekstem do marketingowej aktywności.
Kamień ostatecznie zniknął ze strony, ale przejdzie do historii marketingu jako przykład tego, jak prosty produkt może wywołać nieproporcjonalnie wielką reakcję.


Labubu – brzydkie, drogie i… kochane przez miliony
Pamiętacie Furby’ego? Millenialsi z pewnością tak (ja się zaliczam). Można powiedzieć, że po dwóch dekadach historia zatoczyła koło i… przyjęła postać Labubu. Te puchate stworki o charakterystycznych dużych oczach, spiczastych uszach i zębach jak u rekina skradły serca milionów. Dlaczego niepozorna zabawka znalazła się nagle na językach wszystkich?

Na fenomen Labubu złożyło się kilku kluczowych elementów – format blind box wywołujący kolekcjonerski szał, unboxingi na TikToku, wsparcie celebrytów i limitowane edycje z ograniczoną liczbą egzemplarzy, wywołujące swoiste FOMO. „Brzydko-słodka” estetyka trafiła idealnie w gusta pokolenia szukającego autentyczności.
Jak to zwykle bywa tam, gdzie pojawia się viralowy trend, błyskawicznie pojawiają się i marki. Doskonałym przykładem jest firma Fairy, która wprowadziła własną wersję maskotki – „edycję Labou…bou”. Marka sprytnie połączyła dwa gorące trendy 2025: fascynację Labubu oraz estetykę low fidelity, celebrując niedoskonałość zamiast obiecywać „najlepszą czystość” jak konkurencja (https://youtu.be/fO4FlFVfZSM).

Fenomen Labubu to doskonała lekcja współczesnego marketingu – nie sprzedajesz produktu, lecz doświadczenie i przynależność do społeczności. Nie oferujesz użyteczności, lecz emocje. I co najważniejsze – tworzysz coś, co ludzie chcą pokazywać innym.


Koniec ery matchy – pistacjowa gorączka złota
Od 2024 r. obserwujemy prawdziwą pistacjową inwazję, która zaczęła się od kilku TikTokowych filmików z pewnej cukierni. Ujęcia, na których krem pistacjowy wylewał się z olbrzymich croissantów, działały jak magnes – były klikane, oglądane po kilka razy, share’owane i zapisywane. To tylko napędzało viralowość.
Ale prawdziwy przełom przyszedł wraz ze słynną „czekoladą dubajską”, o której słyszał chyba każdy i która stała się globalnie pożądanym produktem. Co ciekawe, czekolada ta została stworzona już w 2021 r. przez Sarah Hamoudę (brytyjsko-egipską przedsiębiorczynię) i przez długi czas nie budziła zainteresowania. Dopiero na początku 2024 r., dzięki jednemu viralowemu TikTokowi, została zauważona i pokochana.
Do Polski trend dotarł z lekkim opóźnieniem – na początku 2025 r. Ale nadrobiliśmy zaległości błyskawicznie! Tegoroczny prima aprilis pokazał, że pistacje wciąż są na topie – dziesiątki polskich marek wykorzystało ten motyw w swoich postach, doskonale wiedząc, że zielony orzech przyciąga uwagę i generuje zaangażowanie.
Warto wspomnieć, że pistacjowa rewolucja skutecznie przyćmiła erę matchy, którą jeszcze niedawno nie sposób było się nie pochwalić na Storiesach. Niektórzy influencerzy i brandy wciąż się do niej odnoszą – głównie dlatego, że jest to znak rozpoznawczy wielu znanych twórców, jak choćby Bagiego z DRE$$CODE czy Maty, ale fakty są bezlitosne – pistacje zjadły matchę, i to ze smakiem!








W wyborach liczy się każdy głos – jak marki i influencerzy napędzali frekwencję?
Od dłuższego czasu obserwujemy rosnący trend na zachęcanie do głosowania, niezależnie od tego, czy chodzi o wybory samorządowe, parlamentarne czy prezydenckie. W mediach społecznościowych wielu chwali się swoją obywatelską postawą i zachęca do tego innych. Marki z kolei coraz częściej sprytnie wykorzystują ten społeczny trend w swoich działaniach marketingowych.
W okołowyborczym czasie trudno o bardziej nośny temat. W maju 2025 r. media społecznościowe zalała więc fala treści związanych z wyborami. Kampanie, hashtagi i viralowe treści polityczne zdominowały przestrzeń cyfrową, oferując markom zarówno szanse, jak i pułapki. Wybory 2025 były wyjątkowo głośne w przestrzeni informacyjnej, stawiając przed specjalistami od komunikacji trudne pytanie: wykorzystać polityczne zainteresowanie czy trzymać się od tego z dala?
Z marketingowego punktu widzenia zaangażowanie w tematykę wyborczą to dla marek szansa na pokazanie swojej społecznej odpowiedzialności, ale też ryzyko wciągnięcia w polityczne spory. Kluczem do sukcesu jest w tym przypadku autentyczność i spójność z wartościami brandu – konsumenci błyskawicznie wyczuwają, gdy firma próbuje jedynie wykorzystać gorący temat bez faktycznego zaangażowania. Jednak największe wyzwanie to ugryźć temat w sposób przemyślany – niektórym się to według mnie udało!




Swiftie-mania – gdy Taylor zawładnęła marketingiem
Zapowiedź, a później premiera nowej płyty Taylor Swift wywołały prawdziwe trzęsienie ziemi w mediach społecznościowych. Społeczność „Swifties” przeszła wszelkie oczekiwania, zalewając internet treściami związanymi z artystką i jej albumem. Ale na nich się oczywiście nie skończyło.
Dlaczego marki tak chętnie wskakiwały na falę brokatowego szaleństwa? Na odpowiedź składa się kilka elementów – połączenie ogromnego zasięgu, niezwykle zaangażowanej społeczności fanów oraz łatwo rozpoznawalnej estetyki. Charakterystyczne motywy: brokat, przyjaźń, bransoletki i kolory kojarzące się z poszczególnymi „erami” artystki stanowiły gotowy zestaw narzędzi dla marketingowców.
Memy i posty od marek zaczęły eksplodować niemal natychmiast. Do akcji wkroczyli np. United Airlines, ALDI, Netflix, Starbucks, McDonalds, Duolingo, Walmart, FedEx, drużyny NHL, a także polskie profile, jak InPost czy Jogobella.
Nawet platforma X zmieniła swoje zdjęcie profilowe, dołączając do trendu w sposób, który pokazuje, jak wielkie korporacje chętnie wykorzystują kulturowe momenty do budowania własnej widoczności.

Strategia marketingowa Taylor Swift to doskonała lekcja dla współczesnych specjalistów od reklamy i marketingu – pokazuje, jak skutecznie budować zaangażowaną społeczność poprzez autentyczne opowieści, emocjonalne więzi i poczucie przynależności. Swift udowodniła, że jest genialną przedsiębiorczynią, której prosta paleta kolorów potrafi wywołać światowe poruszenie. „Swifties” to nie tylko fani muzyki, ale potencjalni klienci zachwyceni każdym brandingowym nawiązaniem do ich idolki.



Ultracienkie wideo na IG, które trzeba było przetestować
Kto by pomyślał, że zwykły prostokąt o wymiarach 5120 x 1080 pikseli wywoła taki szum na Instagramie? Ten niepozorny format, przypominający bardziej banner reklamowy niż tradycyjne wideo, otworzył przed markami i twórcami zupełnie nowe możliwości. Nagle wszyscy zaczęli eksperymentować z tą wąską przestrzenią, udowadniając, że czasem najmniejsze zmiany potrafią wywołać największe poruszenie w social mediach.
Źródło: https://www.instagram.com/reel/DPBBCpBAdX0/
Dlaczego to tak bardzo chwyciło? Bo nagle pojawiło się coś, co zatrzymywało kciuk podczas scrollowania. Bo było to świeże i niestandardowe. Bo wyróżniało się na feedzie w sposób, którego dawno nie widzieliśmy.
Niektóre firmy wykorzystywały tę funkcję do prezentacji swoich produktów w ruchu. Inne sprytnie łączyły nowy format ze swoimi nowościami. A jeszcze inne po prostu bawiły się formą, tworząc angażujące animacje.
To jeden z tych trendów, który jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął – niczym klasyczny one-hit wonder. Ale hej, przez chwilę było naprawdę fajnie na to patrzeć.
Ser Ryki: https://www.instagram.com/p/DPD52UJCIQ6/
Inpost: https://www.instagram.com/p/DPBxgp1CPUv/
McDonald`s: https://www.instagram.com/p/DPOCfESCPHR/
Foodsi: https://www.instagram.com/p/DPB2e9KDLAS/
Moya stacja: https://www.instagram.com/p/DPEVSWDAhYT/
Spotify Wrapped – wraca co roku, jak bumerang
Na sam koniec warto wspomnieć o Spotify Wrapped, które już kolejny rok z rzędu staje się viralem. To perfekcyjny przykład marketingu, w ramach którego marka stworzyła format tak angażujący, że użytkownicy sami promują produkt, masowo udostępniając swoje muzyczne podsumowania, ale też tworząc swoje wariacje na ten temat.

Format rocznych podsumowań opartych na ciekawych statystykach został podchwycony przez wiele innych marek – jak choćby Jakdojade, które podzieliło się liczbami dotyczącymi znanych wszystkim zjawisk, jak pozostawienie kurtki w komunikacji miejskiej.
Z marketingowej perspektywy trudno o lepszy scenariusz – content, którego ludzie wyczekują, kochają i sami rozpowszechniają. Działa to tak dobrze, ponieważ użytkownicy uwielbiają dzielić się personalizowanymi danymi, które mówią coś o ich tożsamości – czy to muzycznym guście, czy innych nawykach konsumenckich. I tak samo jak użytkownicy, kochają to również marki. To format, który zawsze sprawdzi się na koniec roku i można go łatwo zaadaptować do własnej komunikacji.








Rok 2025 obfitował w wiele innych znaczących wydarzeń: Iga Świątek triumfowała w Wimbledonie, Friz wypuścił trzecią edycję „Twoje 5 minut”, Bagi zachwycał w „Tańcu z gwiazdami”, ogłoszono kolor roku „Cloud Dancer”, Szczęsny sensacyjnie przeszedł do Barcelony, doczekaliśmy się premiery 2. sezonu „1670” oraz długo wyczekiwanej kultowej produkcji „Oszukać przeznaczenie 6”. Żadne z nich jednak nie osiągnęło moim zdaniem statusu prawdziwego virala. Tu wracamy do początku artykułu – fundamentalnej różnicy między viralem a RTM-em. Prawdziwy viral rodzi się spontanicznie, wymyka się kontroli i żyje własnym życiem. RTM to zaplanowana reakcja marki na bieżące wydarzenia. Różnica niby subtelna, a jednak istotna. Bo chociaż komunikacji wokół wspomnianych wyżej tematów było sporo, to czasami to nie wystarczy!
A co będzie następnym wielkim viralem? Tego nie wie nikt. I właśnie to jest w tym wszystkim najpiękniejsze!



