Eurowizja zaprezentowała nowe logo, które ma symbolizować 70 lat historii konkursu i otwierać kolejny rozdział w jego wizualnej tożsamości. Centralnym motywem pozostaje serce, tym razem w formie „Chameleon Heart” – symbolu odzwierciedlającego różnorodność kultur, artystów i gospodarzy wydarzenia. To zmiana, która podkreśla ewolucję marki, ale budzi też wiele emocji wśród odbiorców. Zapytaliśmy ekspertów, jak oceniają nowe logo i identyfikację.
Swoimi opiniami o nowym logo Eurowizji podzielili się: Adam Chyliński z TOFU studio, Andrzej Rozen z BNA, Maciek Stachowicz z R19 Agency, Maria Gajewska z Warsaw/Creatives, Anita Zaremska-Trzaska z Soul & Mind, Szymon Igras z Wise People, Rafał Chobot z KERRIS, Jarosław Marczak z Flying Bisons.









Adam Chyliński
współzałożyciel i dyrektor kreatywny w TOFU studio
Przyznaję, że mam z Eurowizją problem zarówno na poziomie muzycznym, jak i estetycznym. Nie jestem odbiorcą tego konkursu, ale nie da się ukryć, że to jedno z tych rozpoznawalnych wydarzeń, które kojarzy prawie każdy. W przyszłym roku konkurs obchodzi swoje 70. urodziny i z tej okazji organizator postanowił odświeżyć identyfikację. Przyjrzyjmy się więc tym zmianom.
Na pierwszy rzut oka nowy branding nie zapowiada radykalnej zmiany, raczej ewolucję, i przez to dosyć dobrze oddaje ducha tej imprezy. Dobrze, że zostawiono najbardziej rozpoznawalny „asset”, czyli serce, i nawet podoba mi się jego nowy, bardziej dynamiczny rysunek. Same litery wyglądają na bardziej uporządkowane, chociaż poprzednia wersja miała w moim odczuciu więcej charakteru. Nowe liternictwo, mimo że wydaje się być bardziej profesjonalne, ma w sobie sporo drażniących rozwiązań. Pływające kąty liter, dosyć przypadkowe szerokości czy zbyt nachalna stylizacja sprawiają wrażenie niedopracowania.
Nie jestem również przekonany do powiększenia dopisku Song Contest. Bardziej trafiała do mnie poprzednia hierarchia, gdzie uwaga skupiona była na głównej nazwie Eurovision, a dopisek był mniejszy. Teraz, przy tak dużej liczbie liter, całość uległa rozwodnieniu. Powiększenie dopisku może być jednak lepiej widoczne w mniejszej skali.
Obok nowego znaku powstał również samodzielny symbol „Chameleon Heart”, który złożony jest z 70 warstw, po jednej przypadającej na każdy rok. Ciekawe, ale tych warstw jest już tak dużo, że znak zaczyna interferować, co niestety nie wygląda za dobrze. Motyw serca jest w tej chwili bardzo mocno dookreślony, przez co wydaje się hermetyczny i mało oryginalny. Trzeba jednak przyznać, że sam pomysł na motyw pulsujących warstw pasuje do charakteru muzyki popularnej.
Nowe logo zapewne sprawdzi się w środowisku digital, chociaż dosyć wąski zakres, jaki został opublikowany na tym etapie, rodzi pytania, jak cały system będzie rozwinięty w przyszłości.
Patrząc na całość, zarówno przez pryzmat samego znaku, wibrujących kolorów, gradientów, jak i motywu graficznego, trzeba przyznać, że nowa identyfikacja oddaje ducha Eurowizji. Jest witalna, ostentacyjnie przebojowa, uwodząca i zapewne większość jej odbiorców nie będzie się przejmować wszelkimi niedoskonałościami, o których wspomniałem powyżej.

Andrzej Rozen
strategic director & partner, BNA
Eurowizja na przestrzeni lat ewoluowała w zaskakujący sposób: od prestiżowego konkursu międzynarodowych wykonawców (drugie miejsce Edyty Górniak w 1994 r.), po eklektyczny przegląd popkulturowych „dziwaczności”. Fala tik-tokizacji kultury zmieniła Eurowizję w znów modne, autorskie widowisko, gdzie kicz jest atutem.
Nowy system wizualny dobrze wpisuje się w tę logikę: kipiący różnorodnością i nadmiarem, zanurzony w kodach muzyczno-rozrywkowych, wibrujący, gradientowy, z trójwymiarowym sercem adaptującym się do gospodarza czy motywów edycji.
I gdyby to była każda inna marka, ocenialibyśmy adekwatność elementów: nie przekonywałoby nas graficzne zrównanie deskryptora (Song Contest) z logo (Eurovision), które osłabia samą nazwę. Do tego dochodzi brak spójności – miękki, „uroczy” font jak z krainy mlecznych deserów i identyfikacja 70-lecia zdają się działać obok siebie, zamiast wzmacniać markę.
Ale to w końcu Eurowizja – konkurs, gdzie wszystko jest dozwolone. Muzyczny cyrk, w którym jedni chodzą na szczudłach, inni zieją ogniem. Więc być może chaos jest najlepszą emanacją tego wydarzenia.

Maciek Stachowicz
digital designer / co-founder, R19 Agency
Samo logo trudno jednoznacznie ocenić w oderwaniu od całego systemu identyfikacji. To tylko jeden z elementów, a o jego sile i funkcjonalności zadecyduje dopiero to, jak zostanie wdrożone – w kampaniach promocyjnych, oprawie wizualnej samego wydarzenia czy w komunikacji digitalowej. To właśnie kontekst pokaże, czy logo działa, czy pozostaje jedynie formalną zmianą.
Spoglądając wyłącznie na sam znak – w mojej opinii jest to krok w lepszym kierunku. Najważniejszy element, czyli serce, został zachowany, a wkomponowanie napisu Song Contest w sam logotyp – zamiast stosowania dodatkowego fontu, jak w poprzednich latach – podkreśla główną ideę marki i wyraźniej komunikuje, o co w tym wszystkim chodzi.
Podoba mi się również zastosowanie typografii – połączenie kapitalików z małymi literami w nietypowy sposób, gdzie zamiast klasycznego zapisu wielka litera pojawia się w środku wyrazu, a samo logo zaczyna się od „małego” e. Według mnie dzięki temu logotyp zyskuje zwartą i spójną bryłę wizualną, co na pewno będzie przydatne przy wdrażaniu go we wszystkie assety graficzne.
Pod względem kolorów i gradientów całość prezentuje się estetycznie, więc trudno mieć tu większe zarzuty. Nowa identyfikacja na pewno jest funkcjonalna i bezpieczna do wdrożenia. Jednak mam wrażenie, że całość zmierza w stronę wizualnego „korpo-eventu”. Jest poprawnie, może nawet nowocześnie, tylko… gdzie podziała się różnorodność i ten trochę „szalony”, a momentami wręcz kiczowaty vibe Eurowizji? To właśnie ten miks estetyk, nacji i artystów sprawiał, że o Eurowizji się mówiło. I właśnie tego, moim zdaniem, zabrakło w nowej odsłonie identyfikacji.
Eurowizja powinna coraz bardziej otwierać się na młodsze pokolenia i próbować przyciągać nowych widzów. Osobiście widziałbym tu odważniejszy kierunek – bliżej festiwalowego vibe’u, luzu i świeżości. Choć może się mylę i jeszcze nie zaprezentowano, jak będzie wyglądała cała oprawa i motion design przy samym evencie
Czy nowe logo lepiej sprawdzi się w digitalu niż poprzednie? Moim zdaniem tak. Podoba mi się efekt „pojawiania się” logotypu, spod którego wyłaniają się kolorowe warstwy – to ciekawy zabieg animacyjny, który od razu nadaje całości digitalowy charakter. Tego typu rozwiązanie świetnie sprawdza się w ruchu i naturalnie wpisuje w formaty krótkich treści wideo, takich jak TikTok czy Instagram Reels.
Dzięki temu logo zyskuje dodatkową warstwę ekspresji – nie jest tylko statycznym znakiem, ale staje się elementem narracji. W erze, w której większość komunikacji odbywa się właśnie w przestrzeni digitalowej, takie podejście może realnie przyciągnąć uwagę i zwiększyć zaangażowanie odbiorców.

Maria Gajewska
creative director w Warsaw/Creatives
Nowe logo Eurowizji jest nowoczesne, uproszczone i czytelne – odpowiada na potrzeby digitalu i młodszej grupy odbiorców. Nie jest to projekt, który zapisze się złotymi zgłoskami w historii designu i nie jestem jego wielką fanką, ale spełnia swoją funkcję komunikacyjną.
Trzeba jednak pamiętać, że takie rebrandingi zawsze budzą emocje – pytanie, czy wszystkie elementy naprawdę ze sobą grają, czy nie brakuje im charakteru. Historia zna już spektakularne wpadki, jak GAP w 2010 r., gdzie logo po kilku dniach musiało wrócić do starej wersji. To pokazuje, jak ryzykowna i jednocześnie delikatna jest praca z tożsamością marki.
Eurowizja od lat bazuje na emocjach i wspólnocie – serce w logo dobrze to podtrzymuje, ale nowy minimalizm to krok w stronę profesjonalizacji. Może mniej romantyczny, ale zdecydowanie bardziej praktyczny i skalowalny.

Anita Zaremska-Trzaska
senior strategic planner w Soul & Mind
Eurowizja to silny, rozpoznawalny brand, jednoznacznie kojarzony z wydarzeniem muzycznym, które każdego roku rozpala emocje i gromadzi potężną grupę sympatyków, a także, co warto podkreślić, sceptyków. Bez względu na ocenę wartości artystycznej konkursu, trudno nie przyznać, że Eurowizja należy do największych wydarzeń muzycznych w Europie. Potrafi nadążać za zmieniającymi się trendami i krok w krok podążać za swoją widownią – nie tylko dbając o obecność w kanałach digital, ale też projektując elementy tożsamości marki tak, by pokazywały jej zdolność do adaptacji, dynamizm i bliskość z estetyką odbiorców. Wszystko to robi w sposób przemyślany, precyzyjnie komunikując wartości leżące u podstaw marki: uniwersalność, różnorodność, równość i inkluzywność, czyli celebrację różnorodności poprzez muzykę.
Wzmocnieniem tego przekazu jest slogan „United by Music”, który podkreśla spójność i długofalową tożsamość Eurowizji. Tagline idealnie oddaje jej ducha: jednoczenie ludzi niezależnie od języka, narodowości czy pochodzenia. Jego prostota ułatwia dekodowanie przekazu i sprawia, że jest łatwo zapamiętywalny. Strategiczne usankcjonowanie sloganu jako stałego elementu komunikacji marki było bardzo trafnym posunięciem. Widać tu spójność i konsekwencję, tak istotne w budowaniu siły marki.
Graficzna interpretacja założeń strategicznych to natomiast wyraz estetyki bliskiej core’owej grupie docelowej, którą stanowią młodzi widzowie. Udział osób w wieku 15–24 lata w oglądalności finału 2025 osiągnął rekordowe 60,4%, prawie czterokrotnie przekraczając średnią, co jest najwyższym wynikiem w historii konkursu. Nic więc dziwnego, że stylistyka logo i materiałów wizualnych odwołuje się do tego, co młoda widownia zna z mediów społecznościowych i platform streamingowych. Komunikacja Eurowizji w tych kanałach jest kreatywna, co sprawia, że odbiorcy postrzegają ją jako autentyczną i bliską ich cyfrowemu doświadczeniu.
Wprowadzenie „Chameleon Heart”, wielowarstwowego motywu serca pełniącego funkcję symbolu adaptacyjnego, pozwala Eurowizji pokazać zmienność i różnorodność konkursu, a jednocześnie dostosować się do kulturowych wpływów kraju gospodarza i indywidualności artystów. Ten elastyczny element graficzny daje ogromne możliwości personalizacji przekazu, szczególnie w mediach digital, co wzmacnia poczucie bliskości z odbiorcami z różnych krajów.
Mimo że w 2026 roku konkurs będzie świętował swoją 70. edycję, młodzi widzowie odbierają go jako wydarzenie bliskie i nowoczesne. Dzięki spójnej komunikacji we wszystkich kanałach i estetyce dostosowanej do ich czasów Eurowizja trafia w oczekiwania współczesnej, młodej publiczności, pokazując, że bogata historia marki nie przeszkadza w jej odbiorze jako aktualnego i zrozumiałego elementu współczesnej pop kultury.
Podsumowując, jako osoba zajmująca się na co dzień projektowaniem strategicznych założeń dla marek, doceniam Eurowizję za konsekwencję i spójność w budowaniu brandu, które są umiejętnie łączone z reagowaniem na zmieniające się trendy. Nowe rozwiązania stylistyczne pokazują zdolność dostosowania się do oczekiwań współczesnej widowni, udowadniając, że konsekwencja i systematyczność w komunikacji nie muszą oznaczać monotonii ani nudy.

Szymon Igras
lead designer, Wise People
Nowe logo Eurowizji oceniam negatywnie. Brakuje w nim charakteru, który miało poprzednie logo. Zmniejszono ilustracyjne „V”, w którym zwykle była też flaga organizatora, całość została „uśredniona”, a do tego dorzucono zmniejszone „E” – jakby nazwy własne można było bezkarnie pisać z małej litery. „Nie szanujmy nazw, ważne żeby było gładko i mięciutko!”.
Na deser powiększono napis Song Contest. Po co? To przecież synonim Eurowizji – nie trzeba tego tłumaczyć. W efekcie zamiast budować charakter i szybką identyfikację, logo ją spłaszcza.
A czy nowe logo i identyfikacja oddają ducha i wartości Eurowizji? Przewrotnie: tak i nie.
Nie – bo Eurowizja to odjechane występy, święto różnorodności i kiczu. Dotychczasowe, bardziej „fikuśne” logo idealnie wpisywało się w ten vibe i było wręcz wisienką na torcie.
Tak – …bo teraz logo działa dokładnie jak same występy oglądane jeden po drugim: niby każdy jest szalony, ale w masie wszystko się spłaszcza i rozmywa w pamięci. Dokładnie taki efekt daje nowe logo – nijakość.
Nowe logo jest też potencjalnym problemem w komunikacji digitalowej. Wcześniej wystarczyło używać wersji bez dopisku w małych formatach i było po sprawie. Teraz już tej opcji praktycznie nie ma. Pełne logo z dopiskiem „Eurovision Song Contest + nazwa organizatora + rok” zamienia się w spory klocek tekstu. W digitalu to nie działa – zamiast klarownego znaku dostajemy ciężki blok pozbawiony abstrakcyjnych kształtów, którego nikt nie zapamięta.
Mieliśmy logotyp, został nam font.

Rafał Chobot
art director, KERRIS
Jako projektant z kilkoma identyfikacjami w portfolio i jednocześnie wielki fan Eurowizji (dla mnie to trochę jak Igrzyska Olimpijskie, tylko w wersji muzycznej), patrzę na nowe logo z mieszanką ciekawości i sceptycyzmu.
Od strony brandingu wszystko się zgadza: uproszczenie, digital-first, łatwa skalowalność, dobre pole do animacji czy 3D. „Chameleon Heart” daje przestrzeń na zabawę kontekstem kraju, miasta czy nawet artysty.
Mam wrażenie, że w tym wszystkim zgubił się charakter, ręcznie pisany logotyp z sercem był ikoną samą w sobie. Teraz całość bardziej przypomina Eurowizję Junior – jest kolorowo, lekko, festiwalowo, ale mniej dostojnie. Plus za kształt nawiązujący do stadionu – to akurat bardzo czytelne i działa od razu.
Podsumowując, technicznie redesign jest okej, emocjonalnie trochę brakuje mu odwagi i ikoniczności. Eurowizja jest epicka, ikoniczna i spłaszczenie logo ukradło trochę tej potęgi.

Jarosław Marczak
design director, Flying Bisons
Widać, że EBU chciało odświeżyć identyfikację, ale w efekcie straciliśmy to, co wyróżniało Eurowizję – ręczny, emocjonalny charakter. Zamiast ikonicznego znaku dostaliśmy kreskówkową typografię i kiepską kompozycję. Całość wygląda generycznie, a nazwa gubi się w przekazie. Internet już zrobił z tego serię memów… i to są jedyne emocje, jakie udało się wzbudzić. Chyba nie taki był plan. Zasada jest prosta: jeśli coś działa, nie ruszaj tego. EBU najwyraźniej tej zasady nie znało.
Serduszko zostało, ale trudno pozbyć się wrażenia, że głównie na alibi. To jedyne, co przypomina o tym, że to wciąż Eurowizja. Zamiast unikalności dostajemy coś nudnego i powtarzalnego, co bardziej pasuje do lokalnego festiwalu niż do ambicji organizatorów – największego muzycznego show w Europie. Duch Eurowizji to kicz, przepych, kolory, a nie bezpieczny szablon z Canvy – co ironiczne, bo jubileuszowe KV rzeczywiście miejscami takie wrażenie sprawia.
Czy nowe logo lepiej sprawdzi się w środowisku cyfrowym niż poprzednie? Raczej nie. Gradienty i efekty 3D mogą wyglądać ciekawie w animacjach, ale to zasługa key visuala, a nie samego logotypu. Znak sam w sobie jest źle wyważony, mniej czytelny i pozbawiony charakteru – a to w środowisku cyfrowym radykalnie obniża jego rozpoznawalność. Nawiązując do charakteru festiwalu, powinniśmy to logo kojarzyć „po jednej nutce”. Gdy fanbase, który żyje Eurowizją, tak jednoznacznie odrzuca nowy znak, to sygnał, że coś poszło bardzo nie tak. Zamiast ewolucji otrzymaliśmy rewolucję, która zamiast wzmocnić markę, osłabiła ją wizualnie i emocjonalnie.