W tej branży musimy codziennie dzielić się kawałkami swojej osoby przed innymi. Te kawałki to myśli, pomysły, inspiracje, obserwacje, idee, hasła, insighty. Kładziemy je na stole i czekamy z niepokojem na ocenę. Czy to będzie błysk geniuszu? Inspiracja, która otworzy nowy kierunek? A może zostanę uznany za idiotę? Nie zrozumieją mnie lub co najgorsze – zostanę pominięty milczeniem.
Być może lepiej więc będzie dla mnie, jeśli zatrzymam ten kawałek tylko dla siebie? Nie przyniosę go na spotkanie? Nie wypowiem go przed innymi?
Naszym podstawowym narzędziem pracy są mózgi, a efektami pomysły. Ale pomiędzy nimi a tym czy trafią na spotkania lub slajdy prezentacji, istnieje granica. Musimy ją sforsować. Wsiąść do samochodu, nacisnąć pedał gazu i przebić się przez takie punkty kontrolne jak „wątpliwość”, „niepewność”, „brak wiary we własne możliwości”, a może nawet „ryzyko ośmieszenia”.
Czasem – szczególnie na początku – ta granica jest dobrze strzeżona. Z biegiem miesięcy czy lat może stać się otwarta niczym Strefa Schengen.
Musimy uważać, by nie stać się tą osobą w pokoju czy na spotkaniu, która dodaje innym kolejne zasieki i punkty kontrolne do tej granicy. Osobą, która przeczytała już wszystko, widziała już wszystko i zdobyła już wszystko. Nie łapie już tych małych kawałków od innych, nie próbuje ich obrócić, spojrzeć na nie z różnych stron, poddać dyskusji, podrzucić do kolejnej osoby. Jest wyłącznie surowym sędzią, który szuka nieścisłości, ocenia i dokonuje wyboru.
Łatwo w ten sposób zabić wiele dobrych pomysłów, które zaczynają się od tych małych, pozornie nic nieznaczących kawałków kreatywności. Nie tylko tych kilku idealnie przygotowanych na spotkanie.
Łatwo w ten sposób zabić wiele beznadziejnych pomysłów, które przecież ma każdy z nas, ale nie da się bez nich dojść w przyszłości do tych dobrych, a potem genialnych.
Łatwo w ten sposób zabić unikalny charakter danej osoby i skłonić ją do przynoszenia pomysłów pod konkretne osoby.
Łatwo w ten sposób zabić dyskusję na spotkaniach, bez których tracą one sens. Łatwo w ten sposób zabić pewność siebie wśród innych, a bez tej pewności nie da się być kreatywnym.
Oczywiście, nie oznacza to bezmyślnego entuzjazmu dla każdego pomysłu. Nie możemy udawać, że nie istnieją briefy, terminy, budżety i jakość pracy. Nawet najbardziej kreatywny proces musi mieć swoje ramy.
Rola doświadczonego sędziego jest potrzebna, aby rzeczy działy się. Trzeba jednak umiejętnie z niej korzystać, by zachować równowagę między dbałością o jakość i proces, a wspieraniem pewności i otwartości innych.
Ułatwiajmy więc innym przekraczanie tej granicy i zapraszajmy ich kawałki do stołu. Nigdy nie wiemy, czy za niepewnością i wahaniem nie kryje się genialny pomysł. Jeśli nie na tym spotkaniu czy projekcie, to prawdopodobnie na kolejnym.