Blisko 90 dni w roku – tyle czasu spędzamy średnio, patrząc w ekran, a po telefon sięgamy ponad 200 razy dziennie, często bezwiednie, tak wynika z badania przeprowadzonego w 2025 roku na próbie 17 tysięcy osób m.in. z USA, Hiszpanii, Niemiec, Indii i Wietnamu. W Polsce te tendencje również są widoczne. Coraz więcej osób deklaruje przytłoczenie nowymi technologiami, a cyfrowe zmęczenie staje się tematem rozmów nie tylko użytkowników, ale i marketerów czy specjalistów. Dlatego, na znaczeniu zyskują zjawiska takie jak: slow content, cyfrowy dobrostan (digital wellbeing), które są swego rodzaju odpowiedzią na wszechobecny informacyjny przesyt jak i potrzebę większej uważności w świecie online.
Choć trendy te nadal pozostają poza głównym nurtem, stają się alternatywą wobec szybkiej i powierzchownej konsumpcji treści. O tych zjawiskach rozmawiano również podczas pierwszej edycji Trend Track, inicjatywy stworzonej przez Karinę Hertel, partner zarządzającą w Brandlift, specjalizującej się w influencer marketingu agencji martechowej w Polsce, z udziałem trendwatcherki Mai Musznickiej – Janiec, CEO, Trendify.lab, psycholożki Aliny Adamowicz (@alka_positive) oraz Viktora Borsuka, sportowca, wielokrotnego mistrza Polski w kitesurfingu oraz jakościowego influencera.
Nowe realia cyfrowe
Dzisiejszy cyfrowy konsument żyje w permanentnym połączeniu. Według danych z 2025 roku przeciętny dorosły spędza 88 dni rocznie, patrząc w ekran telefonu lub komputera. Skutkiem tego jest nasilający się trend cyfrowego zmęczenia (digital fatigue), który wpływa zarówno na koncentrację, sen, relacje społeczne jak i ogólny dobrostan psychiczny.
– Coraz więcej osób, które trafiają do mojego gabinetu, nie przychodzi z klasyczną depresją czy traumą w rozumieniu medycznym, ale z czymś, co nazywam „przemęczeniem informacyjnym”. To stan nieustannego napięcia i pobudzenia, wynikającego z nadmiaru bodźców, które serwuje nam cyfrowa codzienność. Przebodźcowanie telefonem, ciągłe skrolowanie, życie w rytmie powiadomień to dziś realne źródła lęku i wypalenia. I choć technologia daje nam ogromne możliwości również terapeutyczne, co mnie samą zaskoczyło. To jednak coraz wyraźniej widać, że najbardziej brakuje nam dziś spokoju. Nie chodzi o to, by całkowicie odcinać się od sieci, ponieważ jest to nierealne i niepotrzebne. Chodzi o wybory. Tak jak uczymy się zdrowo jeść, tak samo musimy nauczyć się zdrowo konsumować treści i spędzać czas online – komentuje Alina Adamowicz (@alka_positive), psycholożka.
Digital wellbeing: nowy luksus, nowa konieczność
Zdrowa relacja z technologią staje się nowym wyznacznikiem dobrostanu. W świecie pełnym FOMO (Fear of Missing Out), coraz więcej osób świadomie ogranicza czas online, odcina się od powiadomień i wybiera praktyki mikro-wyciszenia. Eksperci mówią wprost cyfrowy dobrostan to kompetencja przyszłości.
– Digital wellbeing nie będzie wspierany przez algorytmy ani platformy. To my musimy nauczyć się świadomego zarządzania uwagą od wybierania jakościowych treści, przez ograniczanie ekspozycji chociażby na powiadomienia, po selekcję tego, co naprawdę nas „karmi” informacyjnie. Nie chodzi o pełen detoks, lecz o codzienną, konsekwentną praktykę np. newsletter zamiast scrollowania, czy kilka minut offline przed snem. To nie tylko chwilowy trend, to umiejętność życia w świecie, który nie zamierza zwalniać – dodaje Maja Musznicka – Janiec.
Slow content: mniej znaczy więcej
Czy slow content stanowi odpowiedź na informacyjny przesyt? Czy treści publikowane rzadziej, ale bardziej świadomie, mają szansę dotrzeć do odbiorcy? Jak się okazuje, coraz większą popularność zyskują długie formy jak np. newslettery, podcasty, kameralne grupy tematyczne.
– Żyjemy w czasach informacyjnego przesytu. Liczba treści, z którymi stykamy się na co dzień, jest tak ogromna, że nie jesteśmy w stanie ich przetworzyć, nawet gdybyśmy spędzili online cały dzień. W efekcie uwaga odbiorców stała się najcenniejszą walutą, o którą rywalizuje dosłownie wszystko, co pojawia się w zasięgu naszych social mediów – od merytorycznych treści po chociażby memy z pieskami. Według mnie to, co dziś naprawdę wyróżnia przekaz zarówno w oczach odbiorców, jak i marketerów – to nie tylko jakość, ale przede wszystkim zdolność do zatrzymania uwagi w świecie przebodźcowania i niekończącego się scrollowania – komentuje Maja Musznicka – Janiec.
Trend Track – platforma dla świadomych zmian
To inicjatywa, która nie kończy się na jednym wydarzeniu. Trend Track jest cyklem spotkań i platformą do wspólnego obserwowania, testowania i analizowania zmian społecznych, technologicznych oraz kulturowych. Uczestnicy otrzymają dostęp również do raportów oraz inspiracji wdrażania świadomych praktyk cyfrowych w życiu i biznesie. Każdy pojawiający się trend, który wpływa na nasze zachowania jest obiektem do przeanalizowania podczas sesji Trend Track.
– Rozważne korzystanie z sieci przestaje być wyborem, a staje się koniecznością. Coraz więcej marek i użytkowników dostrzega, że nie chodzi już o to, by być wszędzie, ale by być uważnie i z sensem tam, gdzie to naprawdę ma znaczenie. Świadome ograniczanie obecności cyfrowej, budowanie strategii contentowej opartej na jakości, a nie ilości to kierunek, który zaczyna rezonować z potrzebami zarówno twórców, jak i odbiorców. To nie jest ucieczka od technologii, ale próba ułożenia z nią zdrowszej relacji. Trend Track powstał właśnie po to, by dać przestrzeń do rozmowy o tych zmianach, wspierać wdrażanie nowych modeli komunikacji i pokazywać dobre praktyki. Spotykamy się tu jako marketerzy, twórcy, liderzy opinii, ale też jako ludzie, którzy sami szukają równowagi – podsumowuje Karina Hertel, founder, partner zarządzający, Brandlift.